Stańkomania
EABS, fot. Zuza Gąsiorowska

12 minut czytania

/ Muzyka

Stańkomania

Bartosz Nowicki

Wychowani na muzyce Tomasza Stańki jazzmani interpretują jego repertuar. Czy status jego muzyki bardziej wyzwala czy podcina skrzydła? Stawiam sobie to pytanie, słuchając nowych płyt Tomasza Dąbrowskiego i grupy EABS

Jeszcze 3 minuty czytania

Tomasz Stańko wielkim muzykiem był. Trudno znaleźć w rodzimym panteonie drugiego takiego artystę, którego autorska ścieżka płynęła tym samym rwącym nurtem co historia jazzu. Przez kilka dekad XX i XXI wieku, trzymając rękę na pulsie zmieniających się nurtów muzycznych, zjawisk kulturowych, mód, kolejnych rewolucji technologicznych, także realizacyjnych i nagraniowych, Stańko kształtował swój unikalny jazzowy idiom, co finalnie zaowocowało globalnym docenieniem wśród jazzowej publiczności.

W Polsce jego muzyka, obok twórczości Komedy, cieszy się do dziś bodaj największą popularnością, stanowiąc przy tym stały punkt odniesienia dla licznych jazzowych hołdów i twórczych interpretacji. W przepastnym repertuarze Stańki znaleźć możemy soczysty żywiołowy free jazz z lat 70., eksperymenty z awangardą i muzyką elektroniczną, wątki world music, realizacje filmowe i twórczość „dojrzałą”, ECM-owską, bodaj najbardziej kanoniczną i najszerzej dostrzeganą przez publiczność, poszukującą w materii jazzowej finezji i melancholii. Jest zatem czym karmić inspiracje.

Tym razem do muzyki „Desperado” odwołują się artyści reprezentujący dwa bieguny współczesnego polskiego jazzu. Z jednej strony trębacz Tomasz Dąbrowski, z fali „duńczyków” (polskich muzyków jazzowych kształcących się w duńskich konserwatoriach – w przypadku Dąbrowskiego było to Syddansk Musikkonservatorium w Odense), wraz z zespołem Individual Beings, do którego składu zaprosił samych jazzowych catów (by użyć określenia Stańki): Irka Wojtczaka, Grzegorza Tarwida, Maxa Muchę, Jana Emila Młynarskiego, Freda Lundina, Knuta Finsruda. Z drugiej – wrocławski kolektyw EABS podejmujący flirt z jazzową tradycją z perspektywy współczesnych nurtów rozrywkowych, hip-hopu czy muzyki klubowej.

Zarówno Dąbrowski, jak i EABS od dawna krążą po orbicie stańkowego uniwersum. Wrocławianie mieli już nawet wyznaczoną datę wspólnego koncertu z mistrzem, który z powodu postępującej choroby Stańki nie doszedł jednak do skutku. Więcej szczęścia miał Dąbrowski, muzykując z mistrzem podczas jazzowych warsztatów w Danii. Jego twórczość, czy też sposób grania, przysporzył mu wiele porównań do swojego idola, które artysta zdaje się jeszcze podsycać, poprzez podobieństwo wizualne (patrz okładka płyty z 2022 roku) czy nazwę składu Individual Beings (Istnienia Poszczególne), zaczerpniętą z wypowiedzi Stańki udzielonej Rafałowi Księżykowi w autobiograficznym wywiadzie rzece „Desperado” (2010, Wydawnictwo Literackie). Dąbrowski korzysta także z jednej z trąbek Stańki. Podobnie jak Jakub Kurek, trębacz EABS, podczas przygotowywania materiału na „Reflections of Purple Sun”, którego sesja nagraniowa odbyła się w mieszkaniu legendy polskiego jazzu, dzisiaj siedzibie fundacji jego imienia. W tym miejscu odbyła się również prezentacja najnowszej płyty Dąbrowskiego. Pomimo tych malowniczych splotów oba zespoły sięgają w swoich kompozycjach do zupełnie innej fazy twórczości Tomasza Stańki.

EABS Reflections of Purple Sun, Astigmatic 2024EABS „Reflections of Purple Sun”, Astigmatic Records 2024To już kolejny raz, kiedy EABS po kompozycjach KomedySun Ra sięgnął do kanonu jazzowych klasyków. Po raz pierwszy jednak polem interpretacji stał się konkretny album. Wrocławianie wzięli na warsztat „Purple Sun” z 1973 roku, pochodzącą z freejazzowego okresu Stańki płytę, wieńczącą działalność jego pierwszego kwintetu, pełną aranżacyjnego rozmachu i napędzaną funkowym groove’em sekcji rytmicznej. To właśnie rytm staje się fundamentem, do którego wrocławski skład odwołuje się w swojej muzycznej refleksji nad pierwowzorem. Płytę otwiera zatem dynamiczna i przebojowa „Boratka”, typowy dla EABS utwór oparty na wyrazistej i gęstej „junglowo-jazzowej” partii perkusyjnej, nad która rozpościerają się rozmyte partie klawiszy Marka Pędziwiatra i impresyjne motywy trąbki Kurka, cytujące fragmenty źródłowych partii Stańki. Przyspieszając tempo względem oryginału i przenosząc akcję w kontekst klubowy, EABS gubi gdzieś jednak charakterystyczny funkowy fluid tak charakterystyczny dla „Purple Sun”. Już od pierwszego utworu pojawia się też w eabsowym graniu mankament, który dotyka całej płyty: monotonia. O ile w skali całej płyty pojawiają się pewne, mniej lub bardziej trafione, niespodzianki, o tyle w poszczególnych kompozycjach próżno szukać jakichkolwiek zwrotów akcji, przełamań czy zmian tempa. Finalnie kolejne kompozycje dość szybko wytracają swoją początkową dramaturgię. Koda wieńcząca „Boratka and Flute’s Ballad” przy akompaniamencie dzwonków i fletu Janusza Muniaka oraz intro z „My Night, My Day” zostają z kolei ciekawie wprzęgnięte z oryginału, scalone w jeden utwór i przełożone na mdłą ambientową impresję fortepianu, klawiszy i trąbki. W wyniku tej trawestacji zawiesista i rozmyta suita traci cały swój spirytualny koloryt, tak charakterystyczny dla oryginalnej kompozycji Stańki.

Jednym z najbardziej wyrazistych momentów na „Purple Sun” jest kompozycja Zbigniewa Seiferta „My Night, My Day” z jego ognistym solo na skrzypcach. Nie mając w zespole skrzypka, EABS zdecydowali się całkowicie wywrócić ten utwór do góry nogami, zastępując go motoryczną, house’ową interpretacją, nawiązującą do ubiegłorocznej „Zimy stulecia” duetu Pędziwiatra i Raka. Z każdym kolejnym taktem, wyznaczanym regularnym rytmem stopy na 4/4, nadzieje, że wydarzy się tu coś wartego zapamiętania, maleją. Jednostajny rytm, brak kulminacji i aranżacyjnego pomysłu nadwątla twierdzenie o zakorzenieniu muzyki EABS w kulturze klubowej. Brakuje tu chemii i inwencji. To bardziej odtwarzanie klubowej kliszy, w której współczesna parkietowa muzyka zostaje sprowadzona do regularnego, monotonnego bitu. Wystarczy posłuchać ostatniej płyty ||ALA|MEDY||, aby zobaczyć, jak kreatywne może być klubowe granie w wykonaniu muzyków, których twórczość dotąd znajdowała się daleko od parkietu. Po tych quasi-klubowych fragmentach mamy jeszcze „Flair” i utwór tytułowy „Purple Sun”, które powielają wszystkie patenty i zaniechania słyszane w kompozycji otwierającej album.


To, co wychodziło EABS do tej pory dość udanie, czyli nadawanie współczesnego sznytu jazzowej tradycji, na „Reflections of Purple Sun” zupełnie zawodzi. Nie chodzi nawet o porównanie z wirtuozowskim, pełnym polotu (nawet po pięćdziesięciu latach) oryginałem. Do tej pory flirt z kanonem przynosił muzykom zespołu ciekawe efekty. Niesieni falą zachwytów nad interpretacjami Komedy i Sun Ra, wrocławianie tym razem polecieli na patencie, nagrywając eabsowy produkcyjniak, a zarazem najsłabszą płytę w swojej karierze. To, co miało być jej motorem napędowym: rytm, rozczarowuje swoją przewidywalnością i nerwową, pozbawioną zniuansowania dominacją. Najbardziej wartym zapamiętania momentem tej płyty jest dwuminutowa perkusyjna introdukcja Raka, będąca dedykacją dla Janusza Stefańskiego, bębniarza z kwintetu Stańki. „Reflections of Purple Sun” to również niewykorzystana szansa trębacza Jakuba Kurka, choć presja mierzenia się z legendą musiała być odczuwalna. Niestety ani sam instrument mistrza, ani cytaty z jego muzyki nie wystarczyły, aby przykryć dość jednorodną ekspresję. Być może to po prostu wina miałkości aranżacji, że partie trąbki brzmią równie letnio, co całe kompozycje. Rzuca się tu w uszy przewidywalność muzyki, brak pogłębionej refleksji nad oryginałem i przede wszystkim toporna dramaturgia. Jeśli pojawiają się intrygujące pomysły, to zabija je banalność ich realizacji. Interpretacja „Purple Sun” przypomina trochę polską termomodernizację, która przykrywa wszelkie detale i smaczki decydujące o unikalności oryginalnej konstrukcji, oferując w zamian masywną, funkcjonalną, ale pozbawioną wyrazu bryłę.

Zdecydowanie inny temperament ma z kolei płyta „Better” Tomasza Dąbrowskiego & Individual Beings. W jej przypadku mamy do czynienia z autorską muzyką, jedynie inspirowaną twórczością Tomasza Stańki. Dąbrowski odwołuje się do płyty „From the Green Hill” wydanej w 1999 roku. To szczytowy okres w karierze Stańki, który po powrocie na łono ECM i serii wydawnictw z lat 90. stał się muzykiem światowego formatu, okupując czołowe pozycje jazzowych rankingów. Dla wielu to także szczytowy moment, jeśli chodzi o wartość artystyczną jego twórczości, kiedy to po okresie żywiołowych improwizacji i eksperymentalnych poszukiwań przeniósł swoją uwagę na pole melodyjnej kontemplacji, grania nastrojem, niedopowiedzeniem, powściągliwą frazą i charyzmatycznym brzmieniem.

Tomasz Dąbrowski & The Individual Beings Better April Publishing ApSTomasz Dąbrowski & The Individual Beings „Better” April Publishing ApS„Better” zostało nagrane z dużą wyobraźnią, ale i kontrolą. Z jednej strony pozwala korzystać z zasobów, jakie gwarantuje znakomity zespół, z drugiej – robi to z wyczuciem, aby nie opowiedzieć wszystkiego naraz. Album Dąbrowskiego toczy się zatem najczęściej w zawiesistych tempach. Meandruje nastrojami, brzmieniami, aranżacyjnymi pomysłami, kreując dramaturgię na froncie i w tle, gdzie królują zjawiskowe tekstury i eksperymenty. Momentami to jazzowy ambient („Unicorns”, „Slide”), ale zniuansowany aranżacyjnie, z brzmieniową głębią, gdzie pozwala się instrumentom pięknie i długo wybrzmiewać. To buduje nastrój tej płyty, dla której punktem odniesienia mogłyby być również filmowe kompozycje Komedy, z ich rozpoznawalnym niedopowiedzeniem.

O ile stonowana i melancholijna trąbka kreuje na „Better” zjawiskową atmosferę, to jeszcze lepiej Dąbrowski sprawdza się w roli kompozytora, sprawnie balansującego między przystępnością a awangardą. Używając określenia Stańki, można by umieścić tę propozycję w kategorii „szorstkiego liryzmu”. Bo prócz natchnionych, melodyjnych fraz usłyszymy tu ciekawe pomysły o szerokim horyzoncie brzmieniowym oraz eksperymentalnym sznycie. Dość radykalne, jeśli wziąć za punkt odniesienia sentymentalny „From the Green Hill”. Obok wspomnianych wcześniej tekstur o elektronicznej i akustycznej proweniencji muzycy stosują również ciekawe efekty: pogłosy na dęciakach, dronujące tła czy przestery nadające drapieżny charakter i dramaturgię („Skinny Grifffin”). Wyraziste dysonanse, splatające melancholię z awangardą, melodie z hałasem, elektronikę z instrumentami akustycznymi, są mocnymi punktami płyty.

Mając do dyspozycji plejadę uzdolnionych instrumentalistów, Dąbrowski może sobie pozwolić na komfort oddania im pierwszego planu, z czego chętnie korzysta, z pożytkiem dla płyty, która o wiele śmielej niż materiał z 2022 roku wkracza na pole awangardy. Doświadczenie i ogranie na wielu gatunkowych frontach, zarówno rozrywkowych, jak i eksperymentalnych, sprawia, że nawet pojedynczy gest jest w stanie odmienić charakter kompozycji. Czy jest to zastosowanie współbrzmienia fortepianu i przestrojonego klawisza przez Grzegorza Tarwida w „Upright”, czy użycie syntetycznej perkusji w „Skinny Grifffin” (instrumencie dość rzadko spotykanym w jazzowym repertuarze, choć jest to być może świadome nawiązanie do „Fish Face” Stańki z 1974), efekt jest daleki od konwencjonalnego.


Te dwa współczesne spojrzenia na twórczość Tomasza Stańki nie łączy nic z wyjątkiem pozamuzycznych proweniencji. Po części jest to spowodowane czerpaniem z zupełnie odmiennego repertuaru mistrza. Dąbrowski, odwołując się do lirycznego okresu Stańki, nagrał płytę bogatą i wyrafinowaną, zaś EABS, biorąc na warsztat jedno z bardziej charyzmatycznych nagrań mistrza, utopiło je w zachowawczości i ubogiej kreatywności. Dąbrowski przywołuje ducha Stańki, jego wyrafinowanej i wyważonej „późnej” ekspresji, zachowując przy tym autorską autonomię, pozwalającą mu wyemancypować się na tle Stańki jako błyskotliwemu i uważnemu kompozytorowi. EABS robi po prostu to, do czego przyzwyczaili publiczność, jednak brak w tym polotu czy głębszej idei. Wyrafinowanie jest po stronie Dąbrowskiego, żywiołowość i wigor – po stronie wrocławian. Ale o ile płyta tego pierwszego znakomicie funkcjonuje bez walorów charakterystycznych dla EABS, o tyle wrocławianom zdecydowanie zabrakło wyrafinowania.